Sen rozpoczął się na działce, jest lato. Widziałam jego wielkie ciepłe oczka, był taki słodki, siedział sobie w wannie, ponieważ myłam go, na krześle obok siedział ojciec, mówił, że mi się poszczęściło, że w końcu go mam.
Kiedy trzymałam go w rękach, było cudownie, nie do opisania... Ubrałam go w niebieski kostium, po czym raczkował sobie po podłodze, gdy to na jego drodze był leżący pies, zaczął go dotykać. Ja natomiast czułam się taka spełniona, taka szczęśliwa.

Niestety, sen się skończył - ojca już nie ma, dziecka mieć nie mogę. Nie wiem do kogo mieć pretensję, że mnie tak pokarano, chyba tylko do Boga
