Stosunek do społeczeństwa
Moderator: moderatorzy
- antygratis
- zaufany użytkownik
- Posty: 8405
- Rejestracja: ndz wrz 26, 2010 10:59 am
- Status: aktor pisarz poeta. ostatnio mnie wystawiali na brodwayu
- płeć: mężczyzna
Stosunek do społeczeństwa
Jak wygląda Wasz stosunek do życia społecznego? Ja zawsze, odkąd pamiętam, byłem zbuntowany. Jako nastolatek należałem do subkultury punków i "*słowo niedozwolone*.. system". Przynajmniej tak mi się wydawało. Teraz, już jako dorosły, dalej mam problem z noszeniem społecznej maski. Chociaż uznałem, że nie ma sensu "kopać się z koniem", nadal jest coś, co się we mnie buntuje. Na to, że wszystko jest z góry określone, że panuje kultura pieniądza, że summa summarum świat społeczny jest pełen obłudy i nie uszczęśliwia. Że siłą pozbawia indywidualności. Że nie pozostawia wyboru. Czy jestem wielkim indywidualistą? Czy konformistą? Po latach mój bunt się ustatecznił i sądzę, że aktualnie znajduję się gdzieś pomiędzy tymi biegunami. Mam wiele pokory, która przyszła z wiekiem, ale nadal ciężko mi nosić społeczną gębę. Nie wiem na ile jest to moja cecha osobowościowa, a na ile wynika to z choroby. Jak to wygląda u Was, psychotyków?
Ostatnio zmieniony wt sie 27, 2024 12:58 pm przez antygratis, łącznie zmieniany 1 raz.
Wstyd mi było, kiedy zdałem sobie sprawę, że życie to bal kostiumowy, a ja przyszedłem z prawdziwą twarzą.
- antygratis
- zaufany użytkownik
- Posty: 8405
- Rejestracja: ndz wrz 26, 2010 10:59 am
- Status: aktor pisarz poeta. ostatnio mnie wystawiali na brodwayu
- płeć: mężczyzna
Re: Stosunek do społeczeństwa
Bardzo wiele racji miał Kępiński i bardzo mądrze pisał o tym w "Schizofrenii" i choć uznałem uprzednio, że jego wynurzenia są na wyrost, tak teraz uważam, że miał wiele racji i coś w tym jest.
Znalazłem odpowiedni fragment:
Bunt przeciw kłamstwu
Jedną z cech kryzysu psychologicznego wczesnej młodości
jest „święte oburzenie" na społeczne kłamstwo. Wykrycie kłamstwa
u starszego pokolenia, zwłaszcza u rodziców, jest często
momentem zwrotnym w uczuciowym do nich stosunku. W miarę
psychicznego dojrzewania wzrasta tolerancja na obłudę życia
społecznego. U chorych na schizofrenię nie obserwuje się tego
wzrostu tolerancji. Można by powiedzieć, że traktują oni całą
sprawę zbyt serio. .
W kontaktach społecznych jest uchwytny element zabawy,
teatru, w którym przyjmuje się wciąż inne role, gra się je z
mniejszym lub większym przekonaniem, raz lepiej, a raz gorzej,
w. końcu tak dobrze, iż traci się poczucie własnego aktorstwa,
jest się w nich sobą. Duże znaczenie ma tu zasadnicza postawa
wobec otoczenia; gdy otoczenie przyciąga i kontakt z nim jest
przyjemny, nie odczuwa się obowiązujących w danej sytuacji
reguł zachowania w sposób przykry; odgrywanie roli bawi, maska
społeczna nie tylko nie uwiera, ale nawet nie odczuwa się
jej istnienia, podobnie jak nie czuje się na sobie ubrania, ale
odczuwa się swą nagość.
Przeciwnie, przy negatywnym nastawieniu do otoczenia
każdy gest i ruch wydaje się sztuczny; człowiek niedobrze czuje
się w swojej roli, ma sam wrażenie, że gra komedię.
Ludzie zrośnięci z otoczeniem, czyli o małym w stosunku
do niego dystansie - ekstrawertycy, syntonicy lub cyklotymicy
- zrastają się też ze swoją rolą, jest ona ich integralną częścią.
Natomiast ci, którzy konstytucjonalnie są od otoczenia bardziej
oddaleni, więcej „abstrakcyjni" - introwertycy, ludzie autystyczni,
schizotymicy - nigdy nie czują się całkiem dobrze w swej
masce; zawsze im ona choć trochę przeszkadza, stale mają
świadomość, iż „w środku" są inni. Często przygotowują się
do swej roli, ale w kontakcie z rzeczywistością wypada ona
inaczej, niż planowali.
Chory na schizofrenię nie może jakby przyjąć momentu zabawy
istniejącego w stosunku między ludźmi, a polegającego
na ciągłej grze, przybieraniu takiej czy innej maski zależnie od
sytuacji.otoczenia, połączonego z satysfakcją, iż gra się udała i
wywarła należyte wrażenie. Gra ta męczy go, wywołuje poczucie
sztuczności siebie i otaczającego świata. Stąd rodzi się pytanie:
jak jest naprawdę, co pod maską się kryje, jak rzecz sama w
sobie się przedstawia.
Poczucie sztuczności i pytanie, jak jest naprawdę, dręczą
każdego człowieka, a nie tylko przyszłego schizofrenika. Dręczą
jednak w wyjątkowych sytuacjach, gdy się jeszcze do swej roli
nie przywykło, gdy czuje się w niej źle, słowem, gdy jest ona
jeszcze najbardziej zewnętrzną, obcą warstwą osobowości.
Chory na schizofrenię, szczególnie w okresie przedpsychotycznym,
czuje się stale źle we „własnej skórze", tj. w aktualnie
odgrywanej roli.
Prawo automatyzacji
Zachowanie się w kontaktach społecznych, czyli odgrywanie
pewnej roli, która odpowiada mniej więcej temu, czego się po
nas w aktualnym otoczeniu spodziewają, jest w istocie jedną z
wysoko zorganizowanych form reakcji ruchowych. Obowiązuje
w nim - jak w każdym ruchu - prawo automatyzacji. Póki ruch
jest nowy, znajduje się on w centrum świadomości, widzi się
dużą niewspółmierność między jego planem a wykonaniem, plan
uważa się za „swój", a wykonanie za coś obcego - „nie mojego",
w myśl zasady: „co dobre, to moje, co złe, to nie moje".
Gdy ktoś uczy się tańczyć, jeździć na nartach, na rowerze
itp., ma wrażenie, że części ciała zaangażowane w danej aktywności
ruchowej nie słuchają go, on chce co innego, a one -
czego innego, nie ma nad nimi władzy, są jakby nie jego. Własne
ruchy wydają się mu niezgrabne, sztuczne, obce. Jest wyraźne
rozszczepienie (schizis) między planem działania a jego wykonaniem,
między przyszłością a teraźniejszością, między marzeniem
a rzeczywistością. W miarę opanowania danej aktywności
ruchowej coraz mniej angażuje ona myśli, uczucia, marzenia,
wykonuje się ją bezwiednie, automatycznie, nie odczuwa się
już rozszczepienia, staje się ona integralną własnością. Nie mówi
się, że „moja ręka pisze" lub „moje nogi chodzą", tylko „ja
piszę", „ja chodzę". W okresie uczenia się danej aktywności
trzeba było użyć dużego wysiłku, by ręce czy nogi były posłuszne,
gdyż wykonywały one ruchy chaotycznie, nie słuchając
swego właściciela, jakby na własną rękę. Wówczas pierwsza
forma - „nogi chodzą", „ręka pisze" - lepiej oddawała prawdziwy
stan rzeczy.
Podobnie przedstawia się sprawa z już bardziej skomplikowanymi
i różnorodnymi formami reakcji ruchowych w kontaktach
społecznych. Wystarczy uzmysłowić sobie trudności, jakie napotyka
się, nim wejdzie się w swą rolę - ucznia, towarzysza
zabaw, partnera seksualnego itd. Rola jest w centrum świadomości,
analizuje się ją w każdym szczególe, istnieje wyraźna rozbieżność
między przyszłością a teraźniejszością, tj. między marzeniem
a jego realizacją. Gdy przeważa postawa „do" otoczenia,
interakcja jest żywsza, szybciej rola< ulega automatyzacji,
znika świadomość, że „trzeba" w ten czy inny sposób się zachowywać,
człowiek jest sobą. Przy przewadze postawy „od" -
dystans jest większy, interakcja słabsza, rozszczepienie między
rolą a sobą wciąż się utrzymuje, jest się w „środku" innym niż
na zewnątrz.
Rozszczepienie między sobą a maską
Stała świadomość rozbieżności między własną koncepcją
siebie i. swej roli w otoczeniu a stanem faktycznym, tj. realną
rolą, jaką się odgrywa, jest jednym z objawów rozszczepienia.
Oczywiście rozszczepienie takie nie jest jeszcze objawem schizofrenii;
zdarza się ono u wielu ludzi, zależnie od ich konstytucji,
a także od aktualnej sytuacji, w której się znaleźli. Największy
syntonik może czuć się nieswojo, sztucznie w towarzystwie,
które mu nie odpowiada. Trudno powiedzieć, w którym momencie
rozbieżność ta staje się patologiczna. W szukaniu przyjaźni,
" zbliżenia erotycznego, kontaktów metafizycznych, w zmniejszaniu
samokontroli za pomocą środków narkotycznych, czy zwłaszcza
alkoholu, istnieje wyraźna tendencja do zmniejszenia dystansu,
jaki człowieka dzieli od jego otoczenia społecznego prawdziwego
czy fikcyjnego, do zrzucenia z siebie maski i pozostania
choćby na moment nagim, takim, jakim się naprawdę jest
wobec świata, który chciałoby się do siebie przybliżyć. Możliwe,
że jest to, jak utrzymują psychoanalitycy, tęsknota do cofnięcia
się w najwcześniejszy okres życia, gdy całym światem była matka
i bezpośrednie z nią złączenie nie było tak trudne.
U każdego człowieka obserwuje się stałą oscylację rozpiętości
między tym, jakim czuję się naprawdę, a jakim jestem w
aktualnej swojej roli. Chwilami nie odczuwa się żadnej różnicy
- jest się sobą, innym znów razem rozbieżność między zewnętrznym
zachowaniem się a wewnętrznym przeżywaniem jest
tak duża, że z trudem znosi się daną sytuację, wymagającą
takiego zachowania. Takie maskowanie, choć przykre i wymagające
nieraz dużego wysiłku woli, daje jednak satysfakcję panowania
nad sobą i zewnętrzną sytuacją.
Patologia zaczyna się wówczas, gdy rozpiętość między tym,
co na zewnątrz, a tym, co wewnątrz, staje się nie do zniesienia
i gdy znika normalna oscylacja, dzięki której raz człowiek czuje
się w swej roli dobrze i naturalnie, a raz znów źle i sztucznie.
Stają wówczas naprzeciw siebie dwa światy; własny, wewnętrzny
i obcy, zewnętrzny. Przepaść pomiędzy nimi staje się tak
duża, że nie można nad nią przerzucić mostu kłamstwa, tj. maski,
która po jednej stronie ma odbicie świata zewnętrznego, a po
drugiej wewnętrznego. W niej oba światy się ścierają i na skutek
•tego zwarcia część świata zewnętrznego zostaje wchłonięta,
tworząc z czasem świat własny. Sama zresztą aktywność sprawia,
że rola, którą się gra, staje się coraz bardziej własna. Zwłaszcza
gdy gra się ją dobrze, bo gdy źle, to się ją zwykle odrzuca
- na zasadzie „co złe, to nie moje". Odczuwana jest wówczas
jako coś obcego, a nie jako naturalne, własne zachowanie się.
Znalazłem odpowiedni fragment:
Bunt przeciw kłamstwu
Jedną z cech kryzysu psychologicznego wczesnej młodości
jest „święte oburzenie" na społeczne kłamstwo. Wykrycie kłamstwa
u starszego pokolenia, zwłaszcza u rodziców, jest często
momentem zwrotnym w uczuciowym do nich stosunku. W miarę
psychicznego dojrzewania wzrasta tolerancja na obłudę życia
społecznego. U chorych na schizofrenię nie obserwuje się tego
wzrostu tolerancji. Można by powiedzieć, że traktują oni całą
sprawę zbyt serio. .
W kontaktach społecznych jest uchwytny element zabawy,
teatru, w którym przyjmuje się wciąż inne role, gra się je z
mniejszym lub większym przekonaniem, raz lepiej, a raz gorzej,
w. końcu tak dobrze, iż traci się poczucie własnego aktorstwa,
jest się w nich sobą. Duże znaczenie ma tu zasadnicza postawa
wobec otoczenia; gdy otoczenie przyciąga i kontakt z nim jest
przyjemny, nie odczuwa się obowiązujących w danej sytuacji
reguł zachowania w sposób przykry; odgrywanie roli bawi, maska
społeczna nie tylko nie uwiera, ale nawet nie odczuwa się
jej istnienia, podobnie jak nie czuje się na sobie ubrania, ale
odczuwa się swą nagość.
Przeciwnie, przy negatywnym nastawieniu do otoczenia
każdy gest i ruch wydaje się sztuczny; człowiek niedobrze czuje
się w swojej roli, ma sam wrażenie, że gra komedię.
Ludzie zrośnięci z otoczeniem, czyli o małym w stosunku
do niego dystansie - ekstrawertycy, syntonicy lub cyklotymicy
- zrastają się też ze swoją rolą, jest ona ich integralną częścią.
Natomiast ci, którzy konstytucjonalnie są od otoczenia bardziej
oddaleni, więcej „abstrakcyjni" - introwertycy, ludzie autystyczni,
schizotymicy - nigdy nie czują się całkiem dobrze w swej
masce; zawsze im ona choć trochę przeszkadza, stale mają
świadomość, iż „w środku" są inni. Często przygotowują się
do swej roli, ale w kontakcie z rzeczywistością wypada ona
inaczej, niż planowali.
Chory na schizofrenię nie może jakby przyjąć momentu zabawy
istniejącego w stosunku między ludźmi, a polegającego
na ciągłej grze, przybieraniu takiej czy innej maski zależnie od
sytuacji.otoczenia, połączonego z satysfakcją, iż gra się udała i
wywarła należyte wrażenie. Gra ta męczy go, wywołuje poczucie
sztuczności siebie i otaczającego świata. Stąd rodzi się pytanie:
jak jest naprawdę, co pod maską się kryje, jak rzecz sama w
sobie się przedstawia.
Poczucie sztuczności i pytanie, jak jest naprawdę, dręczą
każdego człowieka, a nie tylko przyszłego schizofrenika. Dręczą
jednak w wyjątkowych sytuacjach, gdy się jeszcze do swej roli
nie przywykło, gdy czuje się w niej źle, słowem, gdy jest ona
jeszcze najbardziej zewnętrzną, obcą warstwą osobowości.
Chory na schizofrenię, szczególnie w okresie przedpsychotycznym,
czuje się stale źle we „własnej skórze", tj. w aktualnie
odgrywanej roli.
Prawo automatyzacji
Zachowanie się w kontaktach społecznych, czyli odgrywanie
pewnej roli, która odpowiada mniej więcej temu, czego się po
nas w aktualnym otoczeniu spodziewają, jest w istocie jedną z
wysoko zorganizowanych form reakcji ruchowych. Obowiązuje
w nim - jak w każdym ruchu - prawo automatyzacji. Póki ruch
jest nowy, znajduje się on w centrum świadomości, widzi się
dużą niewspółmierność między jego planem a wykonaniem, plan
uważa się za „swój", a wykonanie za coś obcego - „nie mojego",
w myśl zasady: „co dobre, to moje, co złe, to nie moje".
Gdy ktoś uczy się tańczyć, jeździć na nartach, na rowerze
itp., ma wrażenie, że części ciała zaangażowane w danej aktywności
ruchowej nie słuchają go, on chce co innego, a one -
czego innego, nie ma nad nimi władzy, są jakby nie jego. Własne
ruchy wydają się mu niezgrabne, sztuczne, obce. Jest wyraźne
rozszczepienie (schizis) między planem działania a jego wykonaniem,
między przyszłością a teraźniejszością, między marzeniem
a rzeczywistością. W miarę opanowania danej aktywności
ruchowej coraz mniej angażuje ona myśli, uczucia, marzenia,
wykonuje się ją bezwiednie, automatycznie, nie odczuwa się
już rozszczepienia, staje się ona integralną własnością. Nie mówi
się, że „moja ręka pisze" lub „moje nogi chodzą", tylko „ja
piszę", „ja chodzę". W okresie uczenia się danej aktywności
trzeba było użyć dużego wysiłku, by ręce czy nogi były posłuszne,
gdyż wykonywały one ruchy chaotycznie, nie słuchając
swego właściciela, jakby na własną rękę. Wówczas pierwsza
forma - „nogi chodzą", „ręka pisze" - lepiej oddawała prawdziwy
stan rzeczy.
Podobnie przedstawia się sprawa z już bardziej skomplikowanymi
i różnorodnymi formami reakcji ruchowych w kontaktach
społecznych. Wystarczy uzmysłowić sobie trudności, jakie napotyka
się, nim wejdzie się w swą rolę - ucznia, towarzysza
zabaw, partnera seksualnego itd. Rola jest w centrum świadomości,
analizuje się ją w każdym szczególe, istnieje wyraźna rozbieżność
między przyszłością a teraźniejszością, tj. między marzeniem
a jego realizacją. Gdy przeważa postawa „do" otoczenia,
interakcja jest żywsza, szybciej rola< ulega automatyzacji,
znika świadomość, że „trzeba" w ten czy inny sposób się zachowywać,
człowiek jest sobą. Przy przewadze postawy „od" -
dystans jest większy, interakcja słabsza, rozszczepienie między
rolą a sobą wciąż się utrzymuje, jest się w „środku" innym niż
na zewnątrz.
Rozszczepienie między sobą a maską
Stała świadomość rozbieżności między własną koncepcją
siebie i. swej roli w otoczeniu a stanem faktycznym, tj. realną
rolą, jaką się odgrywa, jest jednym z objawów rozszczepienia.
Oczywiście rozszczepienie takie nie jest jeszcze objawem schizofrenii;
zdarza się ono u wielu ludzi, zależnie od ich konstytucji,
a także od aktualnej sytuacji, w której się znaleźli. Największy
syntonik może czuć się nieswojo, sztucznie w towarzystwie,
które mu nie odpowiada. Trudno powiedzieć, w którym momencie
rozbieżność ta staje się patologiczna. W szukaniu przyjaźni,
" zbliżenia erotycznego, kontaktów metafizycznych, w zmniejszaniu
samokontroli za pomocą środków narkotycznych, czy zwłaszcza
alkoholu, istnieje wyraźna tendencja do zmniejszenia dystansu,
jaki człowieka dzieli od jego otoczenia społecznego prawdziwego
czy fikcyjnego, do zrzucenia z siebie maski i pozostania
choćby na moment nagim, takim, jakim się naprawdę jest
wobec świata, który chciałoby się do siebie przybliżyć. Możliwe,
że jest to, jak utrzymują psychoanalitycy, tęsknota do cofnięcia
się w najwcześniejszy okres życia, gdy całym światem była matka
i bezpośrednie z nią złączenie nie było tak trudne.
U każdego człowieka obserwuje się stałą oscylację rozpiętości
między tym, jakim czuję się naprawdę, a jakim jestem w
aktualnej swojej roli. Chwilami nie odczuwa się żadnej różnicy
- jest się sobą, innym znów razem rozbieżność między zewnętrznym
zachowaniem się a wewnętrznym przeżywaniem jest
tak duża, że z trudem znosi się daną sytuację, wymagającą
takiego zachowania. Takie maskowanie, choć przykre i wymagające
nieraz dużego wysiłku woli, daje jednak satysfakcję panowania
nad sobą i zewnętrzną sytuacją.
Patologia zaczyna się wówczas, gdy rozpiętość między tym,
co na zewnątrz, a tym, co wewnątrz, staje się nie do zniesienia
i gdy znika normalna oscylacja, dzięki której raz człowiek czuje
się w swej roli dobrze i naturalnie, a raz znów źle i sztucznie.
Stają wówczas naprzeciw siebie dwa światy; własny, wewnętrzny
i obcy, zewnętrzny. Przepaść pomiędzy nimi staje się tak
duża, że nie można nad nią przerzucić mostu kłamstwa, tj. maski,
która po jednej stronie ma odbicie świata zewnętrznego, a po
drugiej wewnętrznego. W niej oba światy się ścierają i na skutek
•tego zwarcia część świata zewnętrznego zostaje wchłonięta,
tworząc z czasem świat własny. Sama zresztą aktywność sprawia,
że rola, którą się gra, staje się coraz bardziej własna. Zwłaszcza
gdy gra się ją dobrze, bo gdy źle, to się ją zwykle odrzuca
- na zasadzie „co złe, to nie moje". Odczuwana jest wówczas
jako coś obcego, a nie jako naturalne, własne zachowanie się.
Wstyd mi było, kiedy zdałem sobie sprawę, że życie to bal kostiumowy, a ja przyszedłem z prawdziwą twarzą.
- antygratis
- zaufany użytkownik
- Posty: 8405
- Rejestracja: ndz wrz 26, 2010 10:59 am
- Status: aktor pisarz poeta. ostatnio mnie wystawiali na brodwayu
- płeć: mężczyzna
Re: Stosunek do społeczeństwa
Aktorstwo życia
Sprowadzenie życia wśród ludzi do aktorstwa jest dużym
uproszczeniem, nie można jednak zaprzeczyć, że w każdym
działaniu ludzkim, zwłaszcza skomplikowanym i niezrutynizowanym,
element ten istnieje. Nie darmo słowo aktor pochodzi od
łacińskiego agere - działać. Stojąc wobec konieczności działania,
ma się do wyboru wiele form aktywności; człowiek jedną z
nich wybiera i wybraną rolę stara się już dobrze odegrać. Ale
fakt, że obok roli wybranej istnieją też inne, odrzucone, i że to,
co zostało „odegrane" przez samo wyrzucenie na zewnątrz,
staje się częścią świata otaczającego, a nie własnego, a więc
podlega nie tylko własnej obserwacji, lecz też otoczenia, sprawia,
iż własna aktywność krytykowana jest z dwóch stron, od
wewnątrz i od zewnątrz. Obserwując siebie, przyjmuje się punkt
widzenia otoczenia, a jednocześnie swój własny. Jest się aktorem,
na którego patrzą obcy ludzie z widowni i koledzy zza kulis.
Niezadowolenie z własnej aktywności wzrasta, im większa jest
rozbieżność między wybraną rolą a rolami odrzuconymi, między
planem a wykonaniem, i między spodziewaną a rzeczywistą reakcją
otoczenia.
Taką rozbieżność obserwuje, się często u chorych jeszcze
przed wybuchem schizofrenii. Nurtuje ich niezadowolenie z samych
siebie, chcieliby być czymś innym, niż są w rzeczywistości.
A w roli, którą zmuszeni są wbrew swej woli odgrywać, wychodzi
im wszystko inaczej, niż sobie zaplanują, tym bardziej więc odczuwają
jej obcość. Mają wrażenie, że stale uwiera ich maska,
że nie są na zewnątrz tym, czym są naprawdę, że otoczenie
widzi ich złą grę i odczytuje, co za nią się kryje.
W stosunku do otoczenia mają oni dwie drogi wyboru: uległości
lub buntu. W pierwszym wypadku z pokorą przyjmują
narzuconą rolę i choć źle się w niej czują, starają się być takimi,
jakimi chce ich widzieć otoczenie. Są ulegli, cisi, skromni, obowiązkowi,
słowem— idealni w domu i w szkole. Boją się wyjść
poza krąg rodziny i szkoły, bo w tych kręgach normy zachowania
się są im znane, podczas gdy .na zewnątrz nie wiadomo, jaką
maskę przyjąć, czego się trzymać. W drugim .wypadku, zresztą
rzadszym, odczuwają narzuconą przez otoczenie rolę, buntują
się, robią wszystko na przekór, są trudni do prowadzenia, nie-
podporządkowani. Ale w tej negatywnej jakby roli, polegającej
na robieniu wszystkiego odwrotnie, niż chce tego otoczenie,
też nie, czują się dobrze, nie są sobą. By czuć się sobą, trzeba
własną ekspresję na tyle opanować, by o niej nie myśleć; podobnie
jak nie myśli się o tym, jak się chodzi, mówi, pisze.
W obu więc wypadkach sprawa sprowadza się do niemożności
nawiązania właściwego kontaktu z otoczeniem. Między przyszłym
chorym a jego otoczeniem powstaje jakby zapora, która
uniemożliwia normalną wymianę między światem własnym a
otaczającym. Niezależnie od tego, czy przyjmuje on postawę
uległą czy buntowniczą, świat zewnętrzny pozostaje obcy. Obca
też staje się ta część własnej osoby, która bezpośrednio ze
światem tym się styka, a więc ekspresja, stąd poczucie krępującej
maski i sztuczności, rozszczepienie między tym, co wewnątrz
się czuje, a tym, co się na zewnątrz manifestuje.[/i]
Antoni Kępiński "Schizofrenia"
I na koniec jeszcze wymowny fragment z mojego absolutnie ulubionego filmu, "Happy-Go-Lucky"
A Wy jesteście "left brain" czy "right brain"?
Sprowadzenie życia wśród ludzi do aktorstwa jest dużym
uproszczeniem, nie można jednak zaprzeczyć, że w każdym
działaniu ludzkim, zwłaszcza skomplikowanym i niezrutynizowanym,
element ten istnieje. Nie darmo słowo aktor pochodzi od
łacińskiego agere - działać. Stojąc wobec konieczności działania,
ma się do wyboru wiele form aktywności; człowiek jedną z
nich wybiera i wybraną rolę stara się już dobrze odegrać. Ale
fakt, że obok roli wybranej istnieją też inne, odrzucone, i że to,
co zostało „odegrane" przez samo wyrzucenie na zewnątrz,
staje się częścią świata otaczającego, a nie własnego, a więc
podlega nie tylko własnej obserwacji, lecz też otoczenia, sprawia,
iż własna aktywność krytykowana jest z dwóch stron, od
wewnątrz i od zewnątrz. Obserwując siebie, przyjmuje się punkt
widzenia otoczenia, a jednocześnie swój własny. Jest się aktorem,
na którego patrzą obcy ludzie z widowni i koledzy zza kulis.
Niezadowolenie z własnej aktywności wzrasta, im większa jest
rozbieżność między wybraną rolą a rolami odrzuconymi, między
planem a wykonaniem, i między spodziewaną a rzeczywistą reakcją
otoczenia.
Taką rozbieżność obserwuje, się często u chorych jeszcze
przed wybuchem schizofrenii. Nurtuje ich niezadowolenie z samych
siebie, chcieliby być czymś innym, niż są w rzeczywistości.
A w roli, którą zmuszeni są wbrew swej woli odgrywać, wychodzi
im wszystko inaczej, niż sobie zaplanują, tym bardziej więc odczuwają
jej obcość. Mają wrażenie, że stale uwiera ich maska,
że nie są na zewnątrz tym, czym są naprawdę, że otoczenie
widzi ich złą grę i odczytuje, co za nią się kryje.
W stosunku do otoczenia mają oni dwie drogi wyboru: uległości
lub buntu. W pierwszym wypadku z pokorą przyjmują
narzuconą rolę i choć źle się w niej czują, starają się być takimi,
jakimi chce ich widzieć otoczenie. Są ulegli, cisi, skromni, obowiązkowi,
słowem— idealni w domu i w szkole. Boją się wyjść
poza krąg rodziny i szkoły, bo w tych kręgach normy zachowania
się są im znane, podczas gdy .na zewnątrz nie wiadomo, jaką
maskę przyjąć, czego się trzymać. W drugim .wypadku, zresztą
rzadszym, odczuwają narzuconą przez otoczenie rolę, buntują
się, robią wszystko na przekór, są trudni do prowadzenia, nie-
podporządkowani. Ale w tej negatywnej jakby roli, polegającej
na robieniu wszystkiego odwrotnie, niż chce tego otoczenie,
też nie, czują się dobrze, nie są sobą. By czuć się sobą, trzeba
własną ekspresję na tyle opanować, by o niej nie myśleć; podobnie
jak nie myśli się o tym, jak się chodzi, mówi, pisze.
W obu więc wypadkach sprawa sprowadza się do niemożności
nawiązania właściwego kontaktu z otoczeniem. Między przyszłym
chorym a jego otoczeniem powstaje jakby zapora, która
uniemożliwia normalną wymianę między światem własnym a
otaczającym. Niezależnie od tego, czy przyjmuje on postawę
uległą czy buntowniczą, świat zewnętrzny pozostaje obcy. Obca
też staje się ta część własnej osoby, która bezpośrednio ze
światem tym się styka, a więc ekspresja, stąd poczucie krępującej
maski i sztuczności, rozszczepienie między tym, co wewnątrz
się czuje, a tym, co się na zewnątrz manifestuje.[/i]
Antoni Kępiński "Schizofrenia"
I na koniec jeszcze wymowny fragment z mojego absolutnie ulubionego filmu, "Happy-Go-Lucky"
A Wy jesteście "left brain" czy "right brain"?

Wstyd mi było, kiedy zdałem sobie sprawę, że życie to bal kostiumowy, a ja przyszedłem z prawdziwą twarzą.