,,Od schizofrenika do oficera" - Piszę książkę
Moderator: moderatorzy
- Krystian1993
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 19
- Rejestracja: śr kwie 29, 2020 12:11 pm
- płeć: mężczyzna
,,Od schizofrenika do oficera" - Piszę książkę
Piszę książkę. Proszę byście wyrazili swoje opinie.
,,Od schizofrenika do oficera"
,,Nigdy nie przestaniemy marzyć"
Prolog
Wiadro! Tak to się zaczęło. Co prawda zaczęło się dużo wcześniej, ale punktem kulminacyjnym była właśnie ta lufka z marihuaną, w korku od butelki, zanurzona w wiaderku i wciągnięta na jednym dechu. Później były wymioty i biegunka...
Cóż może chcieć młody człowiek, nastolatek, którego świat zmienia się na jego oczach? I mówię tu o świecie w skali globalnej. Na przestrzeni dwudziestu lat zaszła w Polsce zmiana. Zmiana, którą odczuł każdy, i z którą nikt nie był w stanie walczyć. Wróg był zbyt przebiegły, zbyt szybki, a ich zabrakło...Zabrakło starszych, tych już w pełni świadomych, którzy mogliby poprowadzić ten bój, którzy mogli by uchronić, z którymi klęska o rzeczywistość nie byłaby taka sromotna, bo o zwycięstwie nawet nie było mowy.
Wraz z wkroczeniem w nowe milenium nasz zaściankowych. Sic! Nasz żywy kraj, został z cyfryzowany. Jeden po drugim, kolega, koleżanka znikali. Początkowo nie zdawaliśmy sobie sprawy z plagi, ale ona posuwała się coraz bardziej, i zataczała coraz większe kręgi. Ulice pustoszały, a najwyraźniejszym tego świadectwem był rokroczny Śmingus-Dyngus. Jakim prawem odebrano nam dzieciom prawo do spotykania się, do wspólnej zabawy? Chcieliśmy się spotykać, śmiać, bić, płakać, kochać. Zamiast tego mieliśmy barwny ekran. Nowy wynalazek pełen niebezpieczeństw. Burżuazja i ploretariat. Kto był zamorzniejszy ten padł pierwszy, ale nigdy między nami wówczas nie było takich podziałów. Byliśmy równi, byliśmy dziećmi.
Naszym wychowaniem zajmowała się szkoła, harcerstwo i podwórko. Szkoła, która zawsze fascynowała, bo moi drodzy, polska edukacja wówczas stała na bardzo wysokim poziomie. Harcerstwo, i wakacyjne obozy. Podwórko, z niezapomnianymi akrobacjami na trzepaku. Kto się wówczas w Polsce urodził, rozumie doskonalne przesłanie wiersza Krasickiego pt. ,,Ptaszki w Klatce", rozumie tęsknotę za starym i niechęć do nowego.
Nasz świat odszedł, i nigdy już go nie odzyskamy. Przeminął z wiatrem. Jest teraz błogim wspomnieniem, które jednak jest tak żywe, że chcemy jeszcze walczyć, bo jest o co, bo jest przed nami nowe pokolenie, które przecież też chce żyć i liczy na nas. My niestety nie mieliśmy tej szansy, bo generacja, na którą liczyliśmy wyemigrowała. Wyjechała za chlebem. Do Europy, której przecież zawsze byliśmy częścią. Oni nas zostawili, choć może nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Coś poszło nie tak. Oddaliśmy wolność, szybciej niż by to kto mógł zauważyć. Chęć posiadania i wygodne życie, które przecież prowadzi do lenistwa, zwyciężyło. Jednak w naszej Ojczyźnie, w tym ciężkim boju, oddnieśliśmy zwycięstwo, które będzie przyświecało następnym pokoleniom. Będzie jak poświecenie powstańców insurekcyjnych, listopadowych, styczniowych, śląskich, wielkopolskich, warszawskich. Jak każdy zryw, przyprawiający o zadumę i dreszcze. Glorię przyniosła kultura, a więc chwała zwyciężonym!
,,Od schizofrenika do oficera"
,,Nigdy nie przestaniemy marzyć"
Prolog
Wiadro! Tak to się zaczęło. Co prawda zaczęło się dużo wcześniej, ale punktem kulminacyjnym była właśnie ta lufka z marihuaną, w korku od butelki, zanurzona w wiaderku i wciągnięta na jednym dechu. Później były wymioty i biegunka...
Cóż może chcieć młody człowiek, nastolatek, którego świat zmienia się na jego oczach? I mówię tu o świecie w skali globalnej. Na przestrzeni dwudziestu lat zaszła w Polsce zmiana. Zmiana, którą odczuł każdy, i z którą nikt nie był w stanie walczyć. Wróg był zbyt przebiegły, zbyt szybki, a ich zabrakło...Zabrakło starszych, tych już w pełni świadomych, którzy mogliby poprowadzić ten bój, którzy mogli by uchronić, z którymi klęska o rzeczywistość nie byłaby taka sromotna, bo o zwycięstwie nawet nie było mowy.
Wraz z wkroczeniem w nowe milenium nasz zaściankowych. Sic! Nasz żywy kraj, został z cyfryzowany. Jeden po drugim, kolega, koleżanka znikali. Początkowo nie zdawaliśmy sobie sprawy z plagi, ale ona posuwała się coraz bardziej, i zataczała coraz większe kręgi. Ulice pustoszały, a najwyraźniejszym tego świadectwem był rokroczny Śmingus-Dyngus. Jakim prawem odebrano nam dzieciom prawo do spotykania się, do wspólnej zabawy? Chcieliśmy się spotykać, śmiać, bić, płakać, kochać. Zamiast tego mieliśmy barwny ekran. Nowy wynalazek pełen niebezpieczeństw. Burżuazja i ploretariat. Kto był zamorzniejszy ten padł pierwszy, ale nigdy między nami wówczas nie było takich podziałów. Byliśmy równi, byliśmy dziećmi.
Naszym wychowaniem zajmowała się szkoła, harcerstwo i podwórko. Szkoła, która zawsze fascynowała, bo moi drodzy, polska edukacja wówczas stała na bardzo wysokim poziomie. Harcerstwo, i wakacyjne obozy. Podwórko, z niezapomnianymi akrobacjami na trzepaku. Kto się wówczas w Polsce urodził, rozumie doskonalne przesłanie wiersza Krasickiego pt. ,,Ptaszki w Klatce", rozumie tęsknotę za starym i niechęć do nowego.
Nasz świat odszedł, i nigdy już go nie odzyskamy. Przeminął z wiatrem. Jest teraz błogim wspomnieniem, które jednak jest tak żywe, że chcemy jeszcze walczyć, bo jest o co, bo jest przed nami nowe pokolenie, które przecież też chce żyć i liczy na nas. My niestety nie mieliśmy tej szansy, bo generacja, na którą liczyliśmy wyemigrowała. Wyjechała za chlebem. Do Europy, której przecież zawsze byliśmy częścią. Oni nas zostawili, choć może nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Coś poszło nie tak. Oddaliśmy wolność, szybciej niż by to kto mógł zauważyć. Chęć posiadania i wygodne życie, które przecież prowadzi do lenistwa, zwyciężyło. Jednak w naszej Ojczyźnie, w tym ciężkim boju, oddnieśliśmy zwycięstwo, które będzie przyświecało następnym pokoleniom. Będzie jak poświecenie powstańców insurekcyjnych, listopadowych, styczniowych, śląskich, wielkopolskich, warszawskich. Jak każdy zryw, przyprawiający o zadumę i dreszcze. Glorię przyniosła kultura, a więc chwała zwyciężonym!
- Bright Angel
- zaufany użytkownik
- Posty: 5441
- Rejestracja: ndz gru 10, 2006 9:40 pm
- płeć: mężczyzna
Re: ,,Od schizofrenika do oficera" - Piszę książkę
O co chodzi???Krystian1993 pisze: ↑śr maja 27, 2020 9:39 pm \
Wraz z wkroczeniem w nowe milenium nasz zaściankowych.
Just remember that death is not the end. Heaven or hell? The choice is Yours.
- Krystian1993
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 19
- Rejestracja: śr kwie 29, 2020 12:11 pm
- płeć: mężczyzna
Re: ,,Od schizofrenika do oficera" - Piszę książkę
Nasz zaściankowy... kraj. Taką definicję słyszało się jeszcze parę lat temu. Co oczywiście mijało się ze stanem faktycznym.
- Krystian1993
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 19
- Rejestracja: śr kwie 29, 2020 12:11 pm
- płeć: mężczyzna
Re: ,,Od schizofrenika do oficera" - Piszę książkę
Mogę o coś zapytać, bo na razie tak się trochę motam. O czym byś chciał przeczytać w książce skierowanej do schizofreników?
- Bright Angel
- zaufany użytkownik
- Posty: 5441
- Rejestracja: ndz gru 10, 2006 9:40 pm
- płeć: mężczyzna
Re: ,,Od schizofrenika do oficera" - Piszę książkę
Jak z tego wyjśćKrystian1993 pisze: ↑śr maja 27, 2020 9:59 pm Mogę o coś zapytać, bo na razie tak się trochę motam. O czym byś chciał przeczytać w książce skierowanej do schizofreników?

Lub dobry opis przebiegu schizofrenii u kogoś.
Just remember that death is not the end. Heaven or hell? The choice is Yours.
- Krystian1993
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 19
- Rejestracja: śr kwie 29, 2020 12:11 pm
- płeć: mężczyzna
Re: ,,Od schizofrenika do oficera" - Piszę książkę
Rozdział I
Nigdy nie dobieraj przyjaciół. Szanuj tych, którzy szanują Ciebie. Nie wybierałem miejsca swojego urodzenia. To nie moja zasługa, że urodziłem się w południowych rubieżach, że moja imaginacja była tworzona przez niemiecko-czeską architekturę, a szlifowana przez narkomańską społeczność tych ulic. Nie zasłużyłem sobie niczym na to, a jednak dostąpiłem tego zaszytu, by poznać tych ludzi, by się z nimi śmiać i płakać, by wspierać i niszczyć.
Poznałem w tym mieście osoby nie do zastąpienia, dzielnych ludzi, bandytów i artystów. Wszyscy tacy sami. Wszyscy z dumnym czołem i sercem jak na dłoni. Cierpiących swoje męki już za życia. Z powodu biedy, nałogów, złamanych serc.
Turysta przyjeżdzający tutaj zachwyca się twierdzą, kościołami, ratuszem i tym niezapomnianym klimatem. My już tym wymiotujemy. Brak tu rozrywek. Dlatego zapewniami je sobie sami. Jedni marihuaną, drudzy amfetaminą, trzeci alkoholem. Jesteśmy nędzarzami. Stale w poszukiwaniu pieniądza, którego zawsze mało, i którego jakoś nie sposób zarobić. Rozpoznasz nas po znoszonych łachmanach i pewnym kroku. To my tworzymy miasto. Jesteśmy jego duszą.
Według Platona złamaną w pół, która wciąż szuka swej drugiej części, a gdy już ją znajdzie to nie może się pogodzić z jej utratą. Tak zaczęła się moja wędrówka. Moje serce pękło, a umysł oszalał. Lecz w Rozdziale III Ewangelii św. Jana podczas rozmowy z Nikodemem, Pan Jezus mówi: ,,Zaprawdę, zaprawdę, powiadam Ci, jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego."
Schizofrenia to królewska choroba. Tak nazywają ją psychiatrzy. Jest niezbana jak rozum ludzki, którego przecież używamy tylko dziesięć procent. Mniej niż delfiny, wykorzystujące dwadzieścia procent swojego potencjału. Kiedyś uważana za opętanie. Dziś leczona farmakologicznie. Jest darem i przekleństwem. Lecz, gdyby nie ona, nie byłbym tym kim dzisiaj jestem. Jestem jej wdzięczny za to, że mogłem doświadczyć paranormalnych prawideł, bo wszystko w wszechświecie ma swoje prawidła. I uwierzyć w świat ,,rzeczy widzialnych i niewidzialnych". Stać się chrześcijaninem, egzorcystą i przeżyć krucjatę w imię wiary i czystości rasy. Zasmakować telepatii i być świadkiem cudu. Lecz by to się mogło stać musiałem przejść przez najgorsze. Przez odrzucenie, potępienie i utratę nadzieji. Poznać kruchość ludzkiego istnienia i docenić życie.
Życie, które ma się tylko jedno i nikt nie ma na nie recepty. Nawet profesor psychiatrii z Uniwersytetu Lipskiego, z którym miałem przyjemność rozmawiać, a który skierował mnie do najcięższego ośrodka dla obłąkanych w wschodnich Niemczech. Do Altscherbitz. I tak jak na bramie Auschwitz widniał napis ,,Arbeit macht frei", tak na bramie Altscherbitz powinnien widnieć napis ,,Porzućcie nadzieje Ci, którzy tu wchodzicie". Jest to przytułek dla zboczeńców, homoseksualistów, pedofili, podpalaczy i morderców. Wszyscy skazani na bardzo długie lata odsiadki. I w takie miejsce trafiłem. Odczęty od mowy, kultury i mętalności polskiej. Nie pomogło to, że znam niemiecki, że mówię płynnie w tym języku. Ci ludzie mnie nie akceptowali. Byłem nowy, a najstarszy osadzony siedział już tam trzydzieści lat. Byłem sądzony z artykułu 63 - ,,niebezpieczny dla społeczeństwa". Bardzo się bałem. Nie potrafiłem zasnąć, choć chciałem. Uratował mnie przypadek i trochę dobrej woli.
Któregoś dnia, jeden z osadzonych przemycił na teren szpitala bardzo silny narkotyk. Jestem wrogiem wszelkich kryształów i proszków. Nie wziąłem, i przy badaniach krwi następnego dnia byłem czysty. Zadzwiłem tym personel. Pytano:
-Warum nimmst du Piko nicht?
Odpowiadałem:
-Bo moim piko jest kawa.
Wzbudziłem tym szacunek. Tym, że potrafiłem odmówić w momencie, gdy cały zakład był pod wpływem tego środka. Wpłynęło to na opinię wydaną przez ordynatora podczas sprawy sądowej, ale także to, że miałem kontakt intymny z pewną kobietą. Lekarz uznał, że skoro nie jestem pederastą, ani narkomanem to nadaję się na wolność. I tak po pół roku zamknięty wśród dewiantów, opuściłem Altscherbitz.
Niemcy to szczególny okres w moim życiu. Poznałem ludzi różnych narodowości. Lekarzy światowej klasy. Nabrałem pokory. Zrezygnowałem z marihuany. Mimo to, znów przestałem się leczyć. Postanowiłem, że przezwyciężę chorbę pobożnością i chwyciłem za różaniec, który pokochałem. Stał się on moim atrybutem. Nie rozstawałem się z nim. Był biczem na szatana, a tarczę miałem w eucharystii. To cudowny okres w moim życiu. Każdego dnia wstawałem spokojny i szczęśliwy. Ufny Bogu i Maryji. I tak pewnej nocy przydażył mi się cud...
Modląc się do późnych godzin porannych, co jakiś czas czytałem Pismo Święte. Gdy natrafiłem na fragment o znaku dla Abrahama by ten się obrzezał, w knocie mojej świeczki pojawiła się szpilka. Strwożyłem się, lecz podniecenie, które temu towarzyszyło było silniejsze. Wyjąłem szpilkę i zaczęłem się jej przyglądać mocniej. To była roża, róża ze szpilki zakończona woskową serpentynką. Padłem na kolana i zaczęłem dziękować. Lecz nagle przyszły do mnie wątpliwości, czy aby się nie przewidziałem. W tym momencie zmaterializowała się tam druga, a potem trzecia igiełka. Już nie myślałem. Już wiedziałem czym to się skończy. Mimo to instynkt pchał mnie do tego. Wziałem nóż i się obrzezałem. Bolało, ale czułem, wierzyłem, że muszę to zrobić. Takich znaków się nie ignoruje. Nie jestem tchórzem. Dostałem trzy metalowe róże. Na znak wiary, nadzieji, miłości. Trzech potężnych cnót. Była godzina 3.33. Wypełniłem wolę Bożą. Wtedy to przyszło. Emocji było za wiele i już wiedziałem, że zwarjuję. Rozerwałem różaniec na strzępy. Poczułem się równy Bogu. Zgłębiałem obce religie. Chciałem więcej. Uważałem, że religia chrześcijańska zaprowadziła mnie już wszędzie, że już nic więcej nie zgłębię. Wzgardziłem wszystkim co otrzymałem i stałem się podatny na wpływ złego ducha, który przyszedł, ale tym razem siedmiokrotnie silniejszy. Byłem zgubiony. Wylądowałem w wałbrzyskim szpitalu dla obłąkanych, na ulicy Batorego.
Mogę zanegować swoje myśli i uczucia. Mogę zanegować wszystko co mi się przydarzyło. Lecz nie zaprzeczę instnieniu Boga. Człowiek może oddziałowywać na naturę, może znać przyszłość, używać telepatii. Nie jest to niedorzeczne, dlatego, że wszyscy z nas wiemy czym jest internet, a skoro maszyna potrafi przesyłać myśl na wiele mil to potrafi to także człowiek, bo to człowiek, a nie maszyna, jest Panem stworzenia. Schizofrenia to przede wszystkim wiara, ,,wiara ziarenka gorczycy". Kto chce ją zrozumieć musi zajrzeć w głąb siebie.
Nigdy nie dobieraj przyjaciół. Szanuj tych, którzy szanują Ciebie. Nie wybierałem miejsca swojego urodzenia. To nie moja zasługa, że urodziłem się w południowych rubieżach, że moja imaginacja była tworzona przez niemiecko-czeską architekturę, a szlifowana przez narkomańską społeczność tych ulic. Nie zasłużyłem sobie niczym na to, a jednak dostąpiłem tego zaszytu, by poznać tych ludzi, by się z nimi śmiać i płakać, by wspierać i niszczyć.
Poznałem w tym mieście osoby nie do zastąpienia, dzielnych ludzi, bandytów i artystów. Wszyscy tacy sami. Wszyscy z dumnym czołem i sercem jak na dłoni. Cierpiących swoje męki już za życia. Z powodu biedy, nałogów, złamanych serc.
Turysta przyjeżdzający tutaj zachwyca się twierdzą, kościołami, ratuszem i tym niezapomnianym klimatem. My już tym wymiotujemy. Brak tu rozrywek. Dlatego zapewniami je sobie sami. Jedni marihuaną, drudzy amfetaminą, trzeci alkoholem. Jesteśmy nędzarzami. Stale w poszukiwaniu pieniądza, którego zawsze mało, i którego jakoś nie sposób zarobić. Rozpoznasz nas po znoszonych łachmanach i pewnym kroku. To my tworzymy miasto. Jesteśmy jego duszą.
Według Platona złamaną w pół, która wciąż szuka swej drugiej części, a gdy już ją znajdzie to nie może się pogodzić z jej utratą. Tak zaczęła się moja wędrówka. Moje serce pękło, a umysł oszalał. Lecz w Rozdziale III Ewangelii św. Jana podczas rozmowy z Nikodemem, Pan Jezus mówi: ,,Zaprawdę, zaprawdę, powiadam Ci, jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego."
Schizofrenia to królewska choroba. Tak nazywają ją psychiatrzy. Jest niezbana jak rozum ludzki, którego przecież używamy tylko dziesięć procent. Mniej niż delfiny, wykorzystujące dwadzieścia procent swojego potencjału. Kiedyś uważana za opętanie. Dziś leczona farmakologicznie. Jest darem i przekleństwem. Lecz, gdyby nie ona, nie byłbym tym kim dzisiaj jestem. Jestem jej wdzięczny za to, że mogłem doświadczyć paranormalnych prawideł, bo wszystko w wszechświecie ma swoje prawidła. I uwierzyć w świat ,,rzeczy widzialnych i niewidzialnych". Stać się chrześcijaninem, egzorcystą i przeżyć krucjatę w imię wiary i czystości rasy. Zasmakować telepatii i być świadkiem cudu. Lecz by to się mogło stać musiałem przejść przez najgorsze. Przez odrzucenie, potępienie i utratę nadzieji. Poznać kruchość ludzkiego istnienia i docenić życie.
Życie, które ma się tylko jedno i nikt nie ma na nie recepty. Nawet profesor psychiatrii z Uniwersytetu Lipskiego, z którym miałem przyjemność rozmawiać, a który skierował mnie do najcięższego ośrodka dla obłąkanych w wschodnich Niemczech. Do Altscherbitz. I tak jak na bramie Auschwitz widniał napis ,,Arbeit macht frei", tak na bramie Altscherbitz powinnien widnieć napis ,,Porzućcie nadzieje Ci, którzy tu wchodzicie". Jest to przytułek dla zboczeńców, homoseksualistów, pedofili, podpalaczy i morderców. Wszyscy skazani na bardzo długie lata odsiadki. I w takie miejsce trafiłem. Odczęty od mowy, kultury i mętalności polskiej. Nie pomogło to, że znam niemiecki, że mówię płynnie w tym języku. Ci ludzie mnie nie akceptowali. Byłem nowy, a najstarszy osadzony siedział już tam trzydzieści lat. Byłem sądzony z artykułu 63 - ,,niebezpieczny dla społeczeństwa". Bardzo się bałem. Nie potrafiłem zasnąć, choć chciałem. Uratował mnie przypadek i trochę dobrej woli.
Któregoś dnia, jeden z osadzonych przemycił na teren szpitala bardzo silny narkotyk. Jestem wrogiem wszelkich kryształów i proszków. Nie wziąłem, i przy badaniach krwi następnego dnia byłem czysty. Zadzwiłem tym personel. Pytano:
-Warum nimmst du Piko nicht?
Odpowiadałem:
-Bo moim piko jest kawa.
Wzbudziłem tym szacunek. Tym, że potrafiłem odmówić w momencie, gdy cały zakład był pod wpływem tego środka. Wpłynęło to na opinię wydaną przez ordynatora podczas sprawy sądowej, ale także to, że miałem kontakt intymny z pewną kobietą. Lekarz uznał, że skoro nie jestem pederastą, ani narkomanem to nadaję się na wolność. I tak po pół roku zamknięty wśród dewiantów, opuściłem Altscherbitz.
Niemcy to szczególny okres w moim życiu. Poznałem ludzi różnych narodowości. Lekarzy światowej klasy. Nabrałem pokory. Zrezygnowałem z marihuany. Mimo to, znów przestałem się leczyć. Postanowiłem, że przezwyciężę chorbę pobożnością i chwyciłem za różaniec, który pokochałem. Stał się on moim atrybutem. Nie rozstawałem się z nim. Był biczem na szatana, a tarczę miałem w eucharystii. To cudowny okres w moim życiu. Każdego dnia wstawałem spokojny i szczęśliwy. Ufny Bogu i Maryji. I tak pewnej nocy przydażył mi się cud...
Modląc się do późnych godzin porannych, co jakiś czas czytałem Pismo Święte. Gdy natrafiłem na fragment o znaku dla Abrahama by ten się obrzezał, w knocie mojej świeczki pojawiła się szpilka. Strwożyłem się, lecz podniecenie, które temu towarzyszyło było silniejsze. Wyjąłem szpilkę i zaczęłem się jej przyglądać mocniej. To była roża, róża ze szpilki zakończona woskową serpentynką. Padłem na kolana i zaczęłem dziękować. Lecz nagle przyszły do mnie wątpliwości, czy aby się nie przewidziałem. W tym momencie zmaterializowała się tam druga, a potem trzecia igiełka. Już nie myślałem. Już wiedziałem czym to się skończy. Mimo to instynkt pchał mnie do tego. Wziałem nóż i się obrzezałem. Bolało, ale czułem, wierzyłem, że muszę to zrobić. Takich znaków się nie ignoruje. Nie jestem tchórzem. Dostałem trzy metalowe róże. Na znak wiary, nadzieji, miłości. Trzech potężnych cnót. Była godzina 3.33. Wypełniłem wolę Bożą. Wtedy to przyszło. Emocji było za wiele i już wiedziałem, że zwarjuję. Rozerwałem różaniec na strzępy. Poczułem się równy Bogu. Zgłębiałem obce religie. Chciałem więcej. Uważałem, że religia chrześcijańska zaprowadziła mnie już wszędzie, że już nic więcej nie zgłębię. Wzgardziłem wszystkim co otrzymałem i stałem się podatny na wpływ złego ducha, który przyszedł, ale tym razem siedmiokrotnie silniejszy. Byłem zgubiony. Wylądowałem w wałbrzyskim szpitalu dla obłąkanych, na ulicy Batorego.
Mogę zanegować swoje myśli i uczucia. Mogę zanegować wszystko co mi się przydarzyło. Lecz nie zaprzeczę instnieniu Boga. Człowiek może oddziałowywać na naturę, może znać przyszłość, używać telepatii. Nie jest to niedorzeczne, dlatego, że wszyscy z nas wiemy czym jest internet, a skoro maszyna potrafi przesyłać myśl na wiele mil to potrafi to także człowiek, bo to człowiek, a nie maszyna, jest Panem stworzenia. Schizofrenia to przede wszystkim wiara, ,,wiara ziarenka gorczycy". Kto chce ją zrozumieć musi zajrzeć w głąb siebie.
Re: ,,Od schizofrenika do oficera" - Piszę książkę
Będzie to wielowątkowa książka z rozwiniętą fabułą? Jaki to jest typ narracji? A nie lepiej nazwać to dziennikarstwem pamiętnikarskim? Zajrzyj np. do Miłosza ("Zniewolony umysł"), to zobaczysz, że pisanie felietonów i Tobie by przyniosło satysfakcję...
- Bright Angel
- zaufany użytkownik
- Posty: 5441
- Rejestracja: ndz gru 10, 2006 9:40 pm
- płeć: mężczyzna
Re: ,,Od schizofrenika do oficera" - Piszę książkę
To napisz lepszą. Mi się nawet podoba.
Just remember that death is not the end. Heaven or hell? The choice is Yours.
Re: ,,Od schizofrenika do oficera" - Piszę książkę
Sprawdziłam, książka ukazała się na rynku 2021 roku. Gratulacje dla autora, 

Szeptem pisane do mojego ucha : Słowo Boże