Langevin był mężczyzną żonatym. Z żoną, Jeanne Langevin, miał czworo dzieci.
Po tragicznej śmierci Pierre'a Curie (1906), swojego mentora i wieloletniego współpracownika, związał się uczuciowo z Marią Skłodowską-Curie. Korespondencję Marii Curie z P. Langevinem jego żona ujawniła redakcji tygodnika „L’Oeuvre”. Było to początkiem nagonki we francuskiej prasie, głównie brukowej (tzw. „afera Langevina”)[4].
Wiele lat później wnuczka Marii, Hélène Joliot, i wnuk Paula, Michel Langevin, zawarli związek małżeński. Oboje są fizykami jądrowymi".
https://pl.wikipedia.org/wiki/Paul_Langevin
"Kiedy Maria miała 9 lat, jej najstarsza siostra Zofia zmarła na tyfus. Dwa lata później, w wieku 42 lat zmarła jej matka, która od lat chorowała na gruźlicę[6]. Ojciec był ateistą, matka zaś głęboko wierzącą katoliczką. Po śmierci siostry i matki Maria wpadła w depresję, straciła też wiarę w Boga i stała się ateistką[7][8], a według Reida agnostyczką[9].
Gdy Maria miała 10 lat rozpoczęła naukę na pensji dla dziewcząt, którą wcześniej prowadziła jej matka. Następnie kształciła się w III Żeńskim Gimnazjum Rządowym, które ukończyła w 1883 ze złotym medalem[6]. Kolejny rok spędziła na wsi u ziemiańskiej rodziny jej ojca, gdzie regenerowała siły fizyczne i psychiczne po bolesnych przeżyciach związanych ze śmiercią matki i siostry. Po powrocie do Warszawy udzielała korepetycji z matematyki, fizyki, języków obcych (znała polski, rosyjski, niemiecki, angielski, francuski)[10][6]. W Warszawie Maria poznała Bronisławę Piasecką – nauczycielkę, którą przepełniały idee pozytywizmu. Pod jej wpływem Maria wraz z siostrami – Bronią i Helą wstąpiły na Uniwersytet Latający[6]. Był to czas, kiedy młode Skłodowskie poznały wybitnych profesorów, którzy przekazali im zakazaną przez władzę wiedzę. W wieku około 16 lat, ostatecznie zadeklarowała się jako ateistka zamieszczając w swoim pamiętniku racjonalistyczną krytykę przeciwko instytucjonalnemu oszukiwaniu w Kościele, jak również fragmenty obrazoburczej książki „Żywot Jezusa” autorstwa byłego księdza Josepha Ernesta Renana. Kienzler podsumowuje: „Odtąd w jej życiu miejsce wiary i Boga zastąpiła nauka”[11].
(...)
W Szczukach Maria poznała syna Żorawskich, Kazimierza, wtedy młodego studenta matematyki. Młodzi zakochali się w sobie i dość szybko zaręczyli. Rodzice Kazimierza jednak stanowczo odrzucili pomysł ślubu ich syna z ubogą guwernantką, a sam Kazimierz nie potrafił się im przeciwstawić. Upokorzona Maria pracowała w Szczukach jeszcze piętnaście miesięcy. Żyjąc nadzieją na małżeństwo, raz jeszcze spotkała się z Kazimierzem w Zakopanem. Spotkanie potwierdziło jednak tylko obawy Marii, że do małżeństwa nie dojdzie. Ostatecznie zerwała znajomość z młodym Żorawskim[13][14]. W 1889 upokorzona i odtrącona Maria, po czterech latach żalu, bólu, samotności i ciężkiej pracy powróciła do Warszawy. Tutaj zaczęła uzupełniać swoją wiedzę z chemii i fizyki na Uniwersytecie Latającym, m.in. uczestnicząc w laboratoriach Muzeum Przemysłu i Rolnictwa przy Krakowskim Przedmieściu[15]. Pomagał jej cioteczny brat Józef Boguski, były asystent Dymitra Mendelejewa oraz chemik Napoleon Milicer, były współpracownik Roberta Bunsena[6]. To właśnie ci uczeni nauczyli młodą Skłodowską analizy chemicznej, którą później mogła wykorzystać przy pracach umożliwiających jej wyizolowanie radu i polonu.
(...)
Po ukończonych studiach, Gabriel Lippmann pomógł Marii otrzymać stypendium naukowe nad badaniami naukowymi związanymi z magnetycznymi właściwościami różnych rodzajów stali. W tym samym czasie Maria poznała u prof. Józefa Wierusza-Kowalskiego skromnego naukowca – Pierre’a Curie[18][19]. Był on o osiem lat starszy od Marii, był wspólnie z bratem Jacques’m odkrywcą piezoelektryczności, autorem „prawa Curie” i zasady symetrii, konstruktorem piezokwarcu i „wagi Curie”[20]. Maria i Pierre szybko znaleźli wspólne tematy do rozmów. 26 lipca 1895 Maria Skłodowska i Pierre Curie zawarli cywilny związek małżeński[6].
(...)
Śmierć Pierre’a Curie
W czwartek, 19 kwietnia 1906 Pierre Curie wracając z zebrania Stowarzyszenia Profesorów Wydziałów Nauk Ścisłych zginął potrącony przez konny wóz ciężarowy[6]; miał wtedy 47 lat. Zrozpaczona Maria przez rok prowadziła tzw. „Dziennik żałobny”, w którym opisywała ból, żal i pustkę, jaka jej pozostała po śmierci ukochanego męża, przyjaciela, towarzysza[30]. W maju 1906, 38-letnia Maria dostała katedrę fizyki po mężu. Pierwszy wykład prowadziła 5 listopada 1906. Została tym samym pierwszą kobietą profesorem na paryskiej Sorbonie[6].
(...)
Wkrótce po porażce w Akademii ujawniony został romans Marii Skłodowskiej-Curie z fizykiem francuskim Paulem Langevinem, który trwał około roku, w latach 1910–1911[6]. Langevin był żonaty i porzucił swoją rodzinę[32]. Maria Skłodowska-Curie w oczach prasy, zwłaszcza brukowej, była osobą rozbijającą rodzinę Langevinów, w dodatku była od Paula o 4 lata starsza, a poza tym była cudzoziemką. Michel Langevin, wnuk Paula, ożenił się wiele lat później z Hélène Joliot, wnuczką Marii Skłodowskiej-Curie.
(...)
Maria była zdeklarowaną niewierzącą i pochodziła z Polski, która przez większość Francuzów była utożsamiana z bliżej nieokreślonym terytorium pod berłem rosyjskiego cara, gdzie znaczny procent ludności stanowili Żydzi – snuto przypuszczenia, że badaczka jest Żydówką (co w tamtych czasach było w ksenofobicznych kręgach Francji uważane za mocno podejrzane – nie ucichły bowiem jeszcze resentymenty, które kilkanaście lat wcześniej doprowadziły do sprawy Dreyfusa), pomimo że w rzeczywistości pochodziła ze szlacheckiego polskiego rodu Dołęga-Skłodowskich, a w dzieciństwie została ochrzczona w wierze katolickiej. Domniemania paryskich brukowców oparte były na tym, że Maria Skłodowska-Curie nosiła po babce drugie imię Salomea, które w Polsce było popularnym imieniem chrześcijańskim, zaś we Francji kojarzyło się z Salomé, używanym przez Żydówki".
https://pl.wikipedia.org/wiki/Maria_Sk% ... wska-Curie
Czyli co?
Nie mogli być razem, to przynajmniej ich wnuki połączyło przeznaczenie? A gdyby byli, to pewnie nie byłoby tych istot, które narodziły się jako ich wnukowie i nie byłoby miłości.
Gdyby Polska nie była pod zaborami, pewnie Maria nie wyjechałaby do Francji i nie odkryła polonu i radu i nie zmarła na chorobę popromienną, a gdyby fizycy nie zajmowali się zjawiskiem radioaktywności i nie opracowali teorii umożliwiającej zbudowanie bomby atomowej i elektrowni jądrowych, to inaczej wojny światowe by się skończyły i inny byłby dziś podział zasobów planety. Mnóstwo ludzi czekających na narodzenie nigdy by się tego nie doczekało. Inni za to by łatwiej powstali z wolnych niepowtarzalnych kombinacji genów.
Łańcuch przyczynowo skutkowy prowadzący do każdego zdarzenia z życia człowieka jest dosyć skomplikowany. Prawdopodobieństwo staje się trudne do przewidzenia w miarę oddalania się od aktualnego punktu odniesienia.
Może Piotr Curie w grobie się nie przewraca. (ale zginąć pod kołami konnej dorożki i zostawić chętną wdowę to dziwny przypadek w księdze losów Stwórcy).
A zatem Paul Langevin i Maria Skłodowska pojawią się w zaświatach jako para i ich wnuki jako para.
Piotr Curie będzie musiał zadowolić się zmartwychwstałym klonem Marii, młodszej, z okresu, kiedy byli razem.
Kazimierz zakocha się w Zakopanem w jeszcze młodszej, trzeciej jej postaci.
W ten sposób i wół będzie syty i owca cała.
Ciekawe czy ona na to wszystko się zgodzi.
A co powie była żona Paula Langevina?
Przypowieść o siedmiu mężach jednej kobiety utworzona przez niewierzących w zmartwychwstanie saduceuszy rzeczywiście jest trudna.
Straciła wiarę po śmierci siostry i matki. No tak, Bóg Stwórca nie dał rady w ogóle zaistnieć i stąd tyfus plamisty zabiera organizmy biologiczne do piachu jeszcze w młodości, wypadki, choroby, kataklizmy, mikroorganizmy a nikt w niebie się nie wzruszy tragicznie przerwanymi śmiercią więziami w rodzinie.
Zależy od osoby. Ja w wieku 16-20 lat miałem przypływ wiary właśnie nakręcany pogrzebami starszych krewnych i znajomych. Może to wpływ światopoglądu ich samych, bo za życia długo przygotowywali się na tamten świat do nieba albo na zmartwychwstanie i życie wieczne i nie można było zrobić nic innego jak uszanować ich cele metafizyczne.
Próbuję znaleźć jakiś w miarę dobry sens w tym, po nitce do kłębka

"Żywot Jezusa" autorstwa byłego księdza Ernesta Renana jakiś nudny mi się wydaje i zawiera mało treści w dużej ilości wody, ale dla dla szesnastolatki mógł być intrygujący:
"Od wieków olbrzymie marzenie ożywiało naród żydowski i odmładzało wciąż schnący jego pień. Grecy, stworzywszy teoryę o nieśmiertelności duszy, wierzyli w nagrodę osobistą; Żydzi, nic o tem nie wiedząc, całe uczucie swoje i wszystkie nadzieje złożyli na ołtarzu przyszłości narodowej. Wierzyli, że Bóg obiecał im przyszłość nieograniczoną; a ponieważ począwszy od IX wieku przed naszą erą gwałt coraz bardziej rządził światem i coraz bardziej ograniczał dążenia Żydów, przeto wpadali na najdziwaczniejsze pomysły, aby te rażące sprzeczności ze sobą pogodzić. Gdy przed niewolą babilońską cała doczesna przyszłość narodu została zagrożona przez odłączenie się pokoleń północnych, Żydzi marzą o odrodzeniu potęgi domu Dawidowego, marzą o pojednaniu ze zwaśnionemi pokoleniami, wreszcie o pokonaniu bałwochwalstwa przez teokracyę i kult Jehowy. A w epoce niewoli występuje wieszcz, pełen niesłychanego uroku, widzi chwałę jakiegoś przyszłego Jeruzalem, panującego nad licznymi ludami i nad odległemi wyspami, i przedstawia to panowanie w barwach tak łagodnych, iż możnaby mniemać, że przez dal sześciu wieków Jezus użyczył mu blasku swej duszy i swej dobroci[6]. Zdawało się przez jakiś czas, że zwycięstwo Cyrusa spełniło wszystkie wymarzone nadzieje ludu. Surowi uczniowie Awesty i wyznawcy Jehowy uważali się za braci. Persya, pozbywszy się wielorakich »Dewasów«, którzy się zamienili w demonów (Diwów), doprowadziła starą wyobraźnię aryjską, pogrążoną przeważnie w naturalizmie, do pewnego rodzaju monoteizmu. Proroczy ton nauk krainy irańskiej przypomina pod niejednym względem pisma Ozeasza i Izajasza. Izrael odetchnął pod Achemenidami[7] a pod Kserksesem (Aswerus) zatrwożył nawet Irańczyków. Ale tryumfalne wtargnięcie do Azyi cywilizacyi greckiej i rzymskiej strąciło Izraela znowu w otchłań marzeń. Coraz donośniej wzywa on Mesyasza, aby się zjawił dla sądu i pomsty nad ludami. Oczekuje teraz zupełnego przeobrażenia świata, rewolucyi, mającej wstrząsnąć podwalinami ziemi i ugasić palące pragnienie zemsty, wynikłe z poczucia swej wyższości a widoku swego poniżenia[8].
Gdyby Żydzi wierzyli w spirytualizm, według którego człowiek posiada duszę i ciało, więc dusza, rzecz prosta, żyje dalej, choć ciało w proch się obróci, wybuch owej wściekłości i owego protestu nie miałby podstawy. Ale spirytualizm był wynikiem filozofii greckiej i nie tkwił bynajmniej w tradycyach żydowskich. Starożytne pisma hebrajskie nie wspominają nic o przyszłych nagrodach lub karach. Dopóki pokolenia poszczególne żyły z sobą w zgodzie, nie zajmowano się myślą o sprawiedliwym podziale nagród według zasługi. Gdy przeto nastały wieki bezbożności, człowiek sprawiedliwy znalazł się w bardzo niekorzystnem położeniu; musiał cierpieć za winy niepopełnione, dźwigać brzemię nieszczęścia, które spadło na niego za nieprawość ogółu. Tego rodzaju poglądy, które Żydzi odziedziczyli jeszcze po patryarchach, prowadziły do coraz większych sprzeczności. Już za czasów Hioba poglądy te były silnie zachwiane; starcy Temanu, którzy je szerzyli, nie stali na wysokości swego wieku, a młodzieńczy Elihu, który się pojawia, aby je zwalczyć, zaraz na wstępie poczyna sobie dość rewolucyjnie, wołając: mądrość przestała być udziałem starców[9]. Z chwilą, gdy wskutek wystąpienia Aleksandra wytworzyły się nowe zawikłania, stare zasady temańskie i mozaistyczne stały się jeszcze nieznośniejszemi[10]. Izrael był nieskończenie wierny Zakonowi a przecież uległ prześladowaniu Antyocha. Jeden tylko mówca, powtarzający bezmyślnie stare frazesy, odważył się głosić, że całe nieszczęście ludu pochodzi stąd, iż przestał być wiernym Zakonowi[11]. Jakto? Cały szereg poległych w obronie wiary, owi bohaterscy Machabeusze, ta matka poświęcająca siedmiu synów, tych miał Jehowa zapomnieć na wieki i oddać wytępieniu i mogile?[12]. Saduceusz, niedowiarek i światowiec, mógł może nie ustraszyć się podobnych wywodów; jakiś tak doskonały mędrzec, jak Antigones z Soko[13] mógł był głosić, że cnoty nie uprawia się dla nagrody, inaczej byłoby się niewolnikiem, który wyciąga rękę po zapłatę, że właśnie należy być cnotliwym bez oglądania się na to, czy się otrzyma nagrodę, czy nie. Ale ogółu, ale tłumu, nie mogła podobna filozofia zadowolnić. Zwolennicy teoryi filozoficznej o nieśmiertelności duszy wyobrażali sobie, że sprawiedliwy żyje dalej w pamięci Boga i w pełnem chwały wspomnieniu ludzkiem, sądząc bezbożnych, którzy go prześladowali[14]. »Żyją w obliczu Boga... Bóg zna ich«[15] — oto cała nagroda. Inni natomiast, zwłaszcza Faryzeusze, przyjęli dogmat o zmartwychwstaniu[16]. Sprawiedliwi ożyją, aby wziąć udział w królestwie Mesyaszowem. Zmartwychwstaną ich ciała, posiędą świat, w którym będą królami i sędziami: oglądać będą tryumf swych zasad a poniżenie swych wrogów.
U Izraela wieków najdawniejszych odnajdujemy bardzo niewyraźne ślady tego podstawowego dogmatu. Saduceusz, który go nie uznawał, uchodził za zupełnie prawowiernego; faryzeuszów, wyznawców nauki o zmartwychwstaniu, uważano za nowatorów".
(...)
https://pl.wikisource.org/wiki/%C5%BByw ... a%C5%82_IV