Wypis ze szpitala psychiatrycznego
Moderator: moderatorzy
Wypis ze szpitala psychiatrycznego
Filozofia nie kojarzy mi się najlepiej cóż pewnie dlatego, że nie jestem najlepszym filozofem a także dlatego, że nie przepadam szczególnie za szufladkowaniem różnego rodzaju przemyśleń. Wczoraj pewna osoba zarzuciała mi, że w czasie dyskusji poruszam tematy religijne stwierdzając, że preferowała by rozmowe naturalną. Ja sam z siebie nie pojołem pełnego znaczenia jej intencji trzymając się kurczowo imienia Jezus Chrystus nie wiedziałem w jaki sposób mógłbym porozmawiać sobie z drugą istotą nie oddając Chrystusowi należnej mu chwały. I nawet teraz jest we mnie zakodowane jego imię, które wyraża wszystkie najpiękniejsze myśli intencję i słowa. Znaczenie jego imienia to dla mnie wszystko nie mam zbytnio ani ochoty ani pomysłu na to w jaki sposób mógłbym z tego wybrnąć. Wobec czego nie pozostaje mi nic innego jak się przyzwyczaić i pozbyćtych wszystkich nabytych przezemnie przekonań ktore stawiały gdzieś tak ma przestrzeni lat jego imię jaki religię jako oznakę słabości. Cóż nie powiem też iż jest ona dla mnie ostoją siły, gdzyż nie winno kojarzyć się z przemocą. Nie wiem w jaki sposób mógłbym żyć aby go nie urazić jego istnienia i w jaki psoób zdolny jestem wpasować się w jego oczekiwania... a jest to moja chęć wyrażona stwierdzeniem Jezu Ufam Tobie. Nie wiemczy jest to oznaka mojego lenistwa, bądz też niewłaściwego nastawienia do jego natury, bądz teżignorancji. W każdym razie jakiekolwiek ma to znaczenie szukam tego najwłaściwszego dla mnie, które mnie umniejsza... a jemu względem mojego ograniczonego rozumowania oddaje chwałę.
Re: Wypis ze szpitala psychiatrycznego
ale mam głupi wpis... już chciałem się rozważyć co znaczy wierzyć w Jezusa tak w pełnym znaczenie tego słowa a to przecież nic innego jak skok w światło gdy tylko się pojawia i jest ono o wiele bardziej interesujące niżeli walizka pełna pieniędzy. Jak zatem żyć do czasu przyjścia światła i jego blasku i czym zaiste jest światłość i czy można czekać na nią z założonymi rękami nie przykłądając najmniejszego uwagii do jakiegokolwiek z przejawów spostrzeżonego w przeszłości życia na ziemi. I jak się odnieśc do tego aby byćszczęsliwym i nieokazać zwątpienia względem istoty Boga w jaki sposób oczekiwać przyjścią i czy w czasie oczekiwania można robić coś co ten czas umila. Ile trzeba czekać.. czy wypada podjąc pracę w drodze do raju. Czy jest królestwo Boże? Na co należy uważać i czego należy się wystrzegać jakie mieć nastawienie do samego siebie i jakie nastawienie do innych do każdego istnienia? Co mógłbym w tym momencie zrobić najlepszego gdy głosy mi krzyczą aby poszedł za księdza bądz do księdza.. kiedy ja sam nie wiem jak patrzec i określać trafnie wydarzenia po 27 lutym 2010roku czy kaleczę imię Boga podsuwającu mu pomysły, że to wszystko sen, albo, że może wszystko załatwi podróż w czasie. Czy poprawnie myślę gdy uważam, że tam w niebie czeka na mnie moja druga połowa... czy niebo to coś innego. Bo nie chce paśc ofiarą manipulacji kobiety która być może mnie kocha a ja jej nie tak bardzo jak chciałbym pokochać inną. Twoja mądrośc Jezu musi być niepojęta... moje obawy nabawione w skutek własnych przemyśleń stawiają mnie w nietypowej sytuacji... wobec której ja zastanawiam się czy mam prawo się bronić i czy mam prawo do istnienia i czy mam prawo być wolnym.. czy ktokolwiek ma prawo mnie paraliżować swoim postępowaniem.. Ubolewam nad swoimi decyzjami i utrapieniami jaki wzrodziły się we mnie względem tego czy moje zamiłowanie i niedyskredytowanie prawdy są powodem do tego abym czuł sięwinny względem innych osób. Nie wiem czy mogę czućsadysfackjęwzględem mojej decyzji i patrzę podejrzliwie względem słów mówionych jaki niemówionych w moją stronę. Nie chce byćwykorzystany. Polegam na Tobie Jezu i nie jestem szczęśliwy dostrzegając Cię Jezu w kimkolwiek poza Tobą samym, względem zachowań jaki obserwuje. Dla mnie jesteś jeden i niezastąpiony... a ja chcę się odonaleźć